W sierpniu 2019, po siedmiu latach przerwy, wrocilem do mtb. Jedynie na tydzien, ale za to z przytupem, bo od razu w Dolomity. Miesiac wczesniej moj rower w Polsce poszedl na pelny serwis, doszly nowe opony, klocki, stary joplin wreszcie zaczal dzialac jak nalezy i rower, zanim jeszcze mialem okazje go zobaczyc, zostal przetransportowany do Mishy. Wyszlo wiec tak, ze po tak dlugiej przerwie po raz usiadlem na gorskim rowerze juz we Wloszech, tuz przed wycieczka na ponad 2500mnpm.
Majac duzy sentyment do Polnocno-Zachodnich Wloch, myslelismy o powrocie w okolice Valle Maira, ale z Wiednia, w ktorym spotkalem sie z Misha, zdecydowanie blizej bylo w Dolomity i ostatecznie nasz wybor padl na San Vigilio. W okolicach miasteczka bylo tyle ciekawych szlakow, ze moglibysmy codziennie jezdzic w inne miejce startujac na rowerze spod hotelu. Niestety pogoda troche popsula nasze szyki i bylismy zmuszeni wybierac dalsze miejsca, tam gdzie akurat najmniej padalo. W sumie wyszlo nam to calkiem dobrze, choc praktycznie codziennie przechodzila burza (na szczescie zazwyczaj wieczorami, gdy siedzielismy juz przy kolacji w pizzeri).
Po przydlugim wstepie czas na opis poszczegolych dni.
Dzien 1 - Ju de Senes (2519m n.p.m.) - 27km, 1400m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2632507755
Foty: https://photos.app.goo.gl/CHovuqhnzcsV4MsJ6
Start wczesnie rano, jeszcze przed checkinem do hotelu. Pompowanie amorow, opon, dopasowanie sagu, wysokosci siedelka itp i jestemy gotowi. Jak codziennie nad ranem niskie chmury zaslanialy troche widoki, ale i tak od poczatku bylo widac potezne sciany Dolomitow.
![[Obrazek: ACtC-3ddQ32jMm8XJXNmsjOkoSrgT7At0XkA2AVS...authuser=0]]()
Prosto z parkingu zaczal sie wzglednie stromy, szutrowo-lesny podjazd, ale ze noga jeszcze swieza, wszystko bylo podjechane. O 10:30 bylismy juz w schronisku Sennes Hutte na 2100m. Slonce, piwo, widoki - wiecej do szczescia nie trzeba. Od schroniska wciaz bylo jeszcze sporo jazdy w gore, ale zrobilo sie juz troche bardziej technicznie. Ostatnie metry to juz tylko wpych, ale nic strasznego. Widok w dol z przeleczy nie nastrajal optymistycznie - bardzo stromo i luzne kamienie. Jakos to zjechalismy, ale byl to slaby zjazd na przetarcie.
![[Obrazek: ACtC-3f9Ge2prLdVVseEbS66p7mE7tgdWL8oKf0j...authuser=0]]()
To tutaj zaliczylem jeden z niewielu bolesnych upadekow. Im nizej, tym lepiej, troche sie juz oswoilem z rowerem, wiekszy luz, wieksza przyjemnosc, az do momentu ponownego wjechania w las, gdzie praktycznie jazda sie skonczyla (wycena szlaku na S4, zdecydowanie ponad nasze umiejetnosci).
![[Obrazek: ACtC-3dsg4yKvG2BEX75dt2Yge36EERIlem2wo8T...authuser=0]]()
Dzien 2 - Drei Zinnen - 40km, 1500m w pionie
Track: https://connect.garmin.com/modern/activity/3971018494
Foty: https://photos.app.goo.gl/VEk6pqXa3LRqNwnN9
Slynne Tre Cime di Lavaredo wybrane ze względu na deszcz w okolicy San Vigilio. Dojazd samochodem nad Lago Misurina, a stamtad zmudnym asfaltem pod 3 szczyty. Chyba najgorszy podjazd tego wyjazdu. Na tyle plaski, ze dalo sie jechac, ale na tyle stromy, ze z moimi ciezkimi przelozeniami ledwo dawalem rade. Nogi z waty, zakret za zakretem za zakretem, mijajace nas samochody i autokary - zostalem zniszczony. Na szczycie widokow brak (chmury), byl za to ogromny parking pelen samochodow i tlumy ludzi. Nie tak wyobrazalem sobie najbardziej znane miejsce Dolomitow (choc po czasie mysle, ze dokladnie tego nalezalo sie spodziewac
).
![[Obrazek: ACtC-3e9tMi9m1OVv8iNxysNR-wUwjRH2nSEmd21...authuser=0]]()
Na szczescie Weizen w schronisku troche zaleczyl rany i pozwolil odzyc. Gdy ruszylismy w dol, wreszcie zaczela sie prawdziwa jazda. Od poczatku bylo dobrze, a potem tylko lepiej. Rewelacyjny, techniczny, ale wzglednie latwy singiel dawal ogromna frajde. Humor zdazyl mi sie poprawic, ale na podjezdzie do samochodu zmeczenie dalo o sobie znac i zostawilem go dla Mishy
Dzien 3 - Rifugio Fanes/Lavarella - regeneracja
Track: https://www.strava.com/activities/2639521231
Foty: https://photos.app.goo.gl/nESgrommPyuspk5i9
Tym razem nie udalo nam sie uciec przed deszczem, odpuscilismy rowery i dalismy nogom odpoczac wybierajac sie na piesza wycieczke. Mgla, niskie chmury, deszcz, slonce, tecza, swistaki i najwyzej polozony w Europie mikrobrowar sprzedajacy Ale, Lagery i Weizeny - bez rowerow, ale wciaz pieknie![Smile Smile]()
Dzien 4 - Pragser Wildsee Runde - 60km, 2150m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2641918651
Foty: https://photos.app.goo.gl/Pav2ceR66B24BKEg7
Start spod hotelu i od razu na dosc stromy, ale przejezdny i przyjemny szlak lasem w gore. Regeneracja nie pomogla Mishy, ktory mial tym razem gorszy dzien i pewnie tak milo go teraz nie wspomina. Po 4 godzinach i osiagnieciu Kreuzjoch zaczala sie pierwsza czesc zjazdu czyli Proste single trawersujace gory z pieknymi widokami dookola.
![[Obrazek: yxwz9m6p]]()
Po sesjach zdjeciowych i zjechaniu w nizsze partie gor rozpoczal sie kapitalny zjazd przez las. Waskie sciezki przechodzily w szerokie polany usiane glazami i znow chowaly sie w las. Zjazd byl bardzo dlugi, ale tak szybki i dajacy tyle endorfin, ze zdjecia zupelnie sobie odpuscilismy. Rower z wielkim skokiem i plaska glowka lecial nad trasa polykajac wszystko. Po roku wspominam go jako najlepszy zjazd calego wyjazdu. Dojazd do schroniska pod koniec zjazdu pozwolil na uzupelnienie mikroelementow i podzielenie sie wrazeniami. Dalej jeszcze troche zjazdu do Pragser Wildsee, ktore znow okazalo sie bardzo zatloczone i trzeba bylo szybko sie stamtad zmyc. Od jeziora zostaly jeszcze kawalki fajnych zjazdow przeplatane asfaltem, troche szutrow wzdluz rzeki i mozolna wspinaczka na Ju de Furcia. Tym razem to Misha zostal w jakiejs wsi po drodze, a ja uciekajac przez goniaca mnie burza gnalem po samochod.
Dzien 5 - Adolf Munkel Weg - regeneracja
Track: https://www.strava.com/activities/2644290692
Foty: https://photos.app.goo.gl/ddTvwC8f5vcZa7gMA
Kolejny deszczowy dzien i kolejna piesza wycieczka. Mialy byc niesamowite widoki, a skonczylo sie na pieknych chmurach.
Dzien 6 - Monte Cavallo (2912m n.p.m.) - 35km 1500m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2647207694
Foty: https://photos.app.goo.gl/qmM8fSpA7FJPWUvr7
Bez dwoch zdan najlepszy wypad wyjazdu. Moze nawet nie pod wzdledem stricte rowerowych, ale moc doznan, bardzo stroma sciezka szczytowa, malutki schron pod szczytem i nieziemskie widoki na dlugo zapadna w pamiec. Ten filmik, ktory Misha juz wrzucal na zachete, byl krecony wlasnie na tej trasie. Starajac sie wykroic cos w okienku pogodowym odpuscilismy sniadanie w hotelu i zaczelismy jeszcze przed wschodem slonca. Poczatek podjazdu spod Rifugio Pederu znalismy juz z pieszej wycieczki. Tym razem jednak odpuscilismy pieszy szlak i skupilismy sie na szutrze do schroniska Fanes. Poszlo zaskakujaco szybko i bez specjalnego zmeczenia. W schronisku bylismy jeszcze przed 8 rano. Pol godziny pozniej bylismy juz przy kolejnym, malutkim schronisku Gran Fanes. To byl juz koniec szutru i poczatek singla prowadzacego pod wierzcholek. Przez dlugi czas byl nawet podjezdzalny i caly czas bardzo malowniczy. Po wjechaniu w pietro alpejskie wciaz bylo pieknie, ale jazda sie skonczyla. Wszedzie porozrzucane ogromne glazy, dookola pionowe, pomaranczowe sciany skalne robily duze wrazenie.
![[Obrazek: ACtC-3coieiOsAbnuCow8qNT5cDVO-5pkkpVrfbI...authuser=0]]()
W oddali najwieksza gora, na ktora wkrotce mielismy wejsc.
![[Obrazek: y4kk3peq]]()
Ostatni kawalek podejscia to juz niesienie rowerow na plecach.
![[Obrazek: y5ls3fnh]]()
W malym schronie pod szczytem (Bivacco della Pace) zdecydowalismy sie zostawic rowery i szczyt Monte Cavallo zaliczyc juz pieszo (ludzie na filmie to przejechali, ale ekspozycja byla przytlaczajaca).
Przez przeplywajace grania chmury robilo sie bardzo tajemniczo.
![[Obrazek: yxnhhufa]]()
Wkrotce nie zalowalem juz zostawienia rowerow nizej ;-)
![[Obrazek: yyrtht72]]()
Potem juz tylko szczyt, zejscie do rowerow, zjazd do schroniska, piwo w najwyzszym browarze Europy i emocje powoli zaczely opadac. Z perspektywy czasu wiem, ze zapamietam ten dzien jako jeden z lepszych wypadow rowerowych w zyciu (Ad. Misha: Sentiero del Re sprzed wielu lat tez zapadlo w pamiec na dlugo).
Dzien 7 - Sella Ronda -
Track: https://www.strava.com/activities/2651026845 - 75km - 5500m w pionie, ale z wyciagami
Foty: https://photos.app.goo.gl/DHGZCaKor6HsH5MU7
Na koniec w okolicy San Vigilio znow zapowiadali deszcz, wiec wymyslilismy wyciagowy maraton dookola masywu Sella. Dojechalismy samochodem do San Cassiano, a stamtat pierwszym wyciagiem na gore. Po krotka dojazdowce grania rozpoczelismy nasza petle zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Myslelismy, ze to bedzie latwy i przyjemny dzien na koniec, ale troche sie przeliczylismy. Okazalo sie, ze jazdy jest na pelny, dlugi dzien, powtarzajac jeden z lepszych zjazdow nadlozylismy jeszcze sporo czasu, a burza, ktora zlapala nas pod koniec dnia sprawila, ze ostatnia godzina to byl wyscig z czasem do ostatniego wyciagu. Trasa zdecydowanie warta polecenia, w sumie mielismy ja nawet powtorzyc w tym roku (liczac na lepsza pogode i widoki), ale ostatecznie nie bylo czasu. Niezaleznie od wyciagow, petla nie ma wiele wspolnego z DH. To wciaz jest bardziej enduro z podjazdami i zjazdami, a wyciagi tylko ulatwiaja pokonanie duzego dystansu. Warto tez przygotowac sie logistycznie i nie zapomniec o mapie lub gpsie z trackiem. Mimo duzej popularnoci, rowerzystow bylo dosc malo, oznaczenia slabe i nietrudno bylo zjechac do zlej doliny tracac szanse na powrot wyciagiem.
FAQ:
- koszt - hotel ~66eur za noc, piwko 5 eur, picka ~10 eur
- odleglosc - 5.5h z Wiednia, czyli jakies 10h z okolic Krakowa
- inspiracja: https://www.freerideinc.at/
Majac duzy sentyment do Polnocno-Zachodnich Wloch, myslelismy o powrocie w okolice Valle Maira, ale z Wiednia, w ktorym spotkalem sie z Misha, zdecydowanie blizej bylo w Dolomity i ostatecznie nasz wybor padl na San Vigilio. W okolicach miasteczka bylo tyle ciekawych szlakow, ze moglibysmy codziennie jezdzic w inne miejce startujac na rowerze spod hotelu. Niestety pogoda troche popsula nasze szyki i bylismy zmuszeni wybierac dalsze miejsca, tam gdzie akurat najmniej padalo. W sumie wyszlo nam to calkiem dobrze, choc praktycznie codziennie przechodzila burza (na szczescie zazwyczaj wieczorami, gdy siedzielismy juz przy kolacji w pizzeri).
Po przydlugim wstepie czas na opis poszczegolych dni.
Dzien 1 - Ju de Senes (2519m n.p.m.) - 27km, 1400m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2632507755
Foty: https://photos.app.goo.gl/CHovuqhnzcsV4MsJ6
Start wczesnie rano, jeszcze przed checkinem do hotelu. Pompowanie amorow, opon, dopasowanie sagu, wysokosci siedelka itp i jestemy gotowi. Jak codziennie nad ranem niskie chmury zaslanialy troche widoki, ale i tak od poczatku bylo widac potezne sciany Dolomitow.
Prosto z parkingu zaczal sie wzglednie stromy, szutrowo-lesny podjazd, ale ze noga jeszcze swieza, wszystko bylo podjechane. O 10:30 bylismy juz w schronisku Sennes Hutte na 2100m. Slonce, piwo, widoki - wiecej do szczescia nie trzeba. Od schroniska wciaz bylo jeszcze sporo jazdy w gore, ale zrobilo sie juz troche bardziej technicznie. Ostatnie metry to juz tylko wpych, ale nic strasznego. Widok w dol z przeleczy nie nastrajal optymistycznie - bardzo stromo i luzne kamienie. Jakos to zjechalismy, ale byl to slaby zjazd na przetarcie.
To tutaj zaliczylem jeden z niewielu bolesnych upadekow. Im nizej, tym lepiej, troche sie juz oswoilem z rowerem, wiekszy luz, wieksza przyjemnosc, az do momentu ponownego wjechania w las, gdzie praktycznie jazda sie skonczyla (wycena szlaku na S4, zdecydowanie ponad nasze umiejetnosci).
Dzien 2 - Drei Zinnen - 40km, 1500m w pionie
Track: https://connect.garmin.com/modern/activity/3971018494
Foty: https://photos.app.goo.gl/VEk6pqXa3LRqNwnN9
Slynne Tre Cime di Lavaredo wybrane ze względu na deszcz w okolicy San Vigilio. Dojazd samochodem nad Lago Misurina, a stamtad zmudnym asfaltem pod 3 szczyty. Chyba najgorszy podjazd tego wyjazdu. Na tyle plaski, ze dalo sie jechac, ale na tyle stromy, ze z moimi ciezkimi przelozeniami ledwo dawalem rade. Nogi z waty, zakret za zakretem za zakretem, mijajace nas samochody i autokary - zostalem zniszczony. Na szczycie widokow brak (chmury), byl za to ogromny parking pelen samochodow i tlumy ludzi. Nie tak wyobrazalem sobie najbardziej znane miejsce Dolomitow (choc po czasie mysle, ze dokladnie tego nalezalo sie spodziewac

Na szczescie Weizen w schronisku troche zaleczyl rany i pozwolil odzyc. Gdy ruszylismy w dol, wreszcie zaczela sie prawdziwa jazda. Od poczatku bylo dobrze, a potem tylko lepiej. Rewelacyjny, techniczny, ale wzglednie latwy singiel dawal ogromna frajde. Humor zdazyl mi sie poprawic, ale na podjezdzie do samochodu zmeczenie dalo o sobie znac i zostawilem go dla Mishy

Dzien 3 - Rifugio Fanes/Lavarella - regeneracja
Track: https://www.strava.com/activities/2639521231
Foty: https://photos.app.goo.gl/nESgrommPyuspk5i9
Tym razem nie udalo nam sie uciec przed deszczem, odpuscilismy rowery i dalismy nogom odpoczac wybierajac sie na piesza wycieczke. Mgla, niskie chmury, deszcz, slonce, tecza, swistaki i najwyzej polozony w Europie mikrobrowar sprzedajacy Ale, Lagery i Weizeny - bez rowerow, ale wciaz pieknie

Dzien 4 - Pragser Wildsee Runde - 60km, 2150m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2641918651
Foty: https://photos.app.goo.gl/Pav2ceR66B24BKEg7
Start spod hotelu i od razu na dosc stromy, ale przejezdny i przyjemny szlak lasem w gore. Regeneracja nie pomogla Mishy, ktory mial tym razem gorszy dzien i pewnie tak milo go teraz nie wspomina. Po 4 godzinach i osiagnieciu Kreuzjoch zaczala sie pierwsza czesc zjazdu czyli Proste single trawersujace gory z pieknymi widokami dookola.
Po sesjach zdjeciowych i zjechaniu w nizsze partie gor rozpoczal sie kapitalny zjazd przez las. Waskie sciezki przechodzily w szerokie polany usiane glazami i znow chowaly sie w las. Zjazd byl bardzo dlugi, ale tak szybki i dajacy tyle endorfin, ze zdjecia zupelnie sobie odpuscilismy. Rower z wielkim skokiem i plaska glowka lecial nad trasa polykajac wszystko. Po roku wspominam go jako najlepszy zjazd calego wyjazdu. Dojazd do schroniska pod koniec zjazdu pozwolil na uzupelnienie mikroelementow i podzielenie sie wrazeniami. Dalej jeszcze troche zjazdu do Pragser Wildsee, ktore znow okazalo sie bardzo zatloczone i trzeba bylo szybko sie stamtad zmyc. Od jeziora zostaly jeszcze kawalki fajnych zjazdow przeplatane asfaltem, troche szutrow wzdluz rzeki i mozolna wspinaczka na Ju de Furcia. Tym razem to Misha zostal w jakiejs wsi po drodze, a ja uciekajac przez goniaca mnie burza gnalem po samochod.
Dzien 5 - Adolf Munkel Weg - regeneracja
Track: https://www.strava.com/activities/2644290692
Foty: https://photos.app.goo.gl/ddTvwC8f5vcZa7gMA
Kolejny deszczowy dzien i kolejna piesza wycieczka. Mialy byc niesamowite widoki, a skonczylo sie na pieknych chmurach.
Dzien 6 - Monte Cavallo (2912m n.p.m.) - 35km 1500m w pionie
Track: https://www.strava.com/activities/2647207694
Foty: https://photos.app.goo.gl/qmM8fSpA7FJPWUvr7
Bez dwoch zdan najlepszy wypad wyjazdu. Moze nawet nie pod wzdledem stricte rowerowych, ale moc doznan, bardzo stroma sciezka szczytowa, malutki schron pod szczytem i nieziemskie widoki na dlugo zapadna w pamiec. Ten filmik, ktory Misha juz wrzucal na zachete, byl krecony wlasnie na tej trasie. Starajac sie wykroic cos w okienku pogodowym odpuscilismy sniadanie w hotelu i zaczelismy jeszcze przed wschodem slonca. Poczatek podjazdu spod Rifugio Pederu znalismy juz z pieszej wycieczki. Tym razem jednak odpuscilismy pieszy szlak i skupilismy sie na szutrze do schroniska Fanes. Poszlo zaskakujaco szybko i bez specjalnego zmeczenia. W schronisku bylismy jeszcze przed 8 rano. Pol godziny pozniej bylismy juz przy kolejnym, malutkim schronisku Gran Fanes. To byl juz koniec szutru i poczatek singla prowadzacego pod wierzcholek. Przez dlugi czas byl nawet podjezdzalny i caly czas bardzo malowniczy. Po wjechaniu w pietro alpejskie wciaz bylo pieknie, ale jazda sie skonczyla. Wszedzie porozrzucane ogromne glazy, dookola pionowe, pomaranczowe sciany skalne robily duze wrazenie.
W oddali najwieksza gora, na ktora wkrotce mielismy wejsc.
Ostatni kawalek podejscia to juz niesienie rowerow na plecach.
W malym schronie pod szczytem (Bivacco della Pace) zdecydowalismy sie zostawic rowery i szczyt Monte Cavallo zaliczyc juz pieszo (ludzie na filmie to przejechali, ale ekspozycja byla przytlaczajaca).
Przez przeplywajace grania chmury robilo sie bardzo tajemniczo.
Wkrotce nie zalowalem juz zostawienia rowerow nizej ;-)
Potem juz tylko szczyt, zejscie do rowerow, zjazd do schroniska, piwo w najwyzszym browarze Europy i emocje powoli zaczely opadac. Z perspektywy czasu wiem, ze zapamietam ten dzien jako jeden z lepszych wypadow rowerowych w zyciu (Ad. Misha: Sentiero del Re sprzed wielu lat tez zapadlo w pamiec na dlugo).
Dzien 7 - Sella Ronda -
Track: https://www.strava.com/activities/2651026845 - 75km - 5500m w pionie, ale z wyciagami
Foty: https://photos.app.goo.gl/DHGZCaKor6HsH5MU7
Na koniec w okolicy San Vigilio znow zapowiadali deszcz, wiec wymyslilismy wyciagowy maraton dookola masywu Sella. Dojechalismy samochodem do San Cassiano, a stamtat pierwszym wyciagiem na gore. Po krotka dojazdowce grania rozpoczelismy nasza petle zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Myslelismy, ze to bedzie latwy i przyjemny dzien na koniec, ale troche sie przeliczylismy. Okazalo sie, ze jazdy jest na pelny, dlugi dzien, powtarzajac jeden z lepszych zjazdow nadlozylismy jeszcze sporo czasu, a burza, ktora zlapala nas pod koniec dnia sprawila, ze ostatnia godzina to byl wyscig z czasem do ostatniego wyciagu. Trasa zdecydowanie warta polecenia, w sumie mielismy ja nawet powtorzyc w tym roku (liczac na lepsza pogode i widoki), ale ostatecznie nie bylo czasu. Niezaleznie od wyciagow, petla nie ma wiele wspolnego z DH. To wciaz jest bardziej enduro z podjazdami i zjazdami, a wyciagi tylko ulatwiaja pokonanie duzego dystansu. Warto tez przygotowac sie logistycznie i nie zapomniec o mapie lub gpsie z trackiem. Mimo duzej popularnoci, rowerzystow bylo dosc malo, oznaczenia slabe i nietrudno bylo zjechac do zlej doliny tracac szanse na powrot wyciagiem.
FAQ:
- koszt - hotel ~66eur za noc, piwko 5 eur, picka ~10 eur
- odleglosc - 5.5h z Wiednia, czyli jakies 10h z okolic Krakowa
- inspiracja: https://www.freerideinc.at/